piątek, 16 maja 2014

Rozdział 6

Gdy tylko wyszła, spróbowałam podejść bliżej nieznajomych. Przypadkowo kopnęłam jeden z leżących kartonów, na szczęście pustych.
-Patrz, dopiero wychodzi a już by się chciała zabić - powiedział jeden z nich.
-AHAAHAHAHAHAHAHA - wybuchnęli wszyscy śmiechem. Współczułam Lukowi, gdyż był ofiarą tego całego, niezrozumiałego zamieszania. Bardzo chciałam się dowiedzieć co ma na celu uprowadzenie młodszego brata. Chciałam go uratować ale do tego potrzebny był plan, którego było brak, a pustki w głowie nie mogłam niczym uzupełnić. Teraz przydałaby mi się pomoc Patty, jej wspaniałego myślenia i planu na każdą okazje. Zastanawiając się nie zauważyłam, że zostałam sama w pomieszczeniu razem z Lukiem, który próbował się niezdarnie uwolnić. Więzy mocno go trzymały, jednak szarpał się nielitościwie. Rozejrzałam się dookoła. Nie rozumiem dlaczego wszyscy nagle zniknęli. Powoli i ostrożnie zbliżałam się do brata. Zauważyłam że wielkie okno umieszczone na drugim piętrze (to wysoki budynek) jest wybite. Nie wiem, co mogło spowodować tak wielkie szkody na tym dość mocnym oknie. Kamień nie wyrządził by takich szkód, a nic innego nie leżało w zasięgu mojego wzroku. Zresztą nie był ważny powód wybicia okna, ale ratowanie Luka, który powoli tracił siły i nadzieję na uwolnienie. Gdy mnie zobaczył rozpłakał się ze szczęścia. Nic dziwnego, był dość przestraszony. Wzięłam kawałek leżącego przy ścianie szkła i szybkimi ruchami próbowałam rozciąć sznury. Po paru minutach udało nam się pokonać wiązania, lecz w tym samym momencie zza kartonów rozległy się kroki. Luke wystraszony stanął za mną. Wyglądaliśmy jak na okładce książki. Ja byłam bohaterką, trzymającą broń w ręku (szkło), a za mną chowający się brat. Kroki narastały, a my czekaliśmy, aż osoba będąca za kartonami ujawni się i zobaczy, że jestem tu ja a brat już nie jest zakładnikiem. Zobaczyliśmy cień osoby. Zatrzymał się i słychać było jego albo jej oddech. Nasze bicie serca wydawało się, że jest słychać na kilometry. Cień znowu ruszył w naszym kierunku, ale kiedy już mieliśmy zobaczyć osobę, która była jego właścicielem - wszystko znikło. Nie było nic. Ani cienia, ani żadnego człowieka. Żadnego dźwięku. Tylko nasze przyspieszone bicie serca i narastający strach. Zza okna dopiero usłyszeliśmy krzyki porywaczy. Nie zważając na to czy ktoś spotka nas w fabryce czy nie - ruszyliśmy ku wyjściu. Biegnąc, rozglądałam się za nieznajomym, który uratował być może nawet nasze życie. Fabryka była opuszczona. Gdy z niej wyszliśmy nikogo nie było. Wydawało się, że nic się nie stało. Zwyczajny dzień, a dzieci biegają przy fabryce, szukając "skarbów" i kryjówek. Spojrzeliśmy jeszcze raz na budynek i potem na siebie. Nic nie rozumieliśmy, a zagadki w mojej głowie wiły się niesamowicie. Zrobił się bałagan w życiu, który miałam zamiar posprzątać. Nie tylko dla mojej przyjaciółki, ale również ze względu na Luka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz